~ rok później~
- Cudnie wyglądasz! Jesteś najpiękniejszą panną młodą w historii Londynu! - Abbie uśmiechnęła się od ucha do ucha i objęła mnie w talii mocno przytulając.
Znacie to uczucie gdy radość jest tak ogromna, że nie możecie przestać się śmiać? Właśnie tak się teraz czułam. Ja, Cassie Williams, za równe trzydzieści minut wychodzę za mąż. Tak, biorę ślub. Natomiast moim mężem będzie nikt inny jak Louis Tomlinson. Za pół godziny połączy nas przysięga małżeńska, zgodnie, z która będziemy żyć w zdrowiu, w miłości i w szczęściu. Na zawsze, razem.
Stałam przed dużym lustrem odziana w białą, długą suknię, ozdobioną małymi różyczkami na samym dole. Moje kasztanowe włosy związane były w koka i przykryte odpowiedniej długości welonem. Wyglądałam jak księżniczka z któreś z bajek Disneya.
Kiedy rok temu, Louis oświadczył mi się, wiedziałam, że moment, w którym go poznałam był tą magiczną chwilą, która zmieniła całe moje życie.
Przymknęłam na chwilę oczy i cofnęłam się w pamięci do tamtej nocy.
Stawiałam kolejne
kroki po nierównej jezdni, spuściłam wzrok na dół i wpatrywałam się w
swoje znoszone, białe Conversy. Droga była oświetlana przez kilka lamp
oddalonych od siebie o ...zdecydowanie za dużo metrów. Telefon w tylnej
kieszeni spodni wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Spojrzałam na
wyświetlacz - Abbie. Dobra z niej kumpela, ale teraz, teraz nie mam
ochoty z nią rozmawiać. Godzina była późna, normalnie osoby w moim wieku
są już w domach i uczą się do klasówek, w końcu jutro jest normalny
dzień tygodnia. Gęsia skórka przykryła moje ciało, nic dziwnego, jest
wrzesień, a ja mam na sobie zwykłe, fioletowy sweter. Energicznie
potarłam ramiona, jednak nie dało to większych rezultatów. Do moich uszu
dotarł dźwięk silnika. Uniosłam do góry głowę, a mój wzrok spoczął na
samochodzie, jadącym wprost na mnie. Strach sparaliżował moje ciało, nie
mogłam wykonać żadnego gestu. Na ucieczkę było już za późno, to koniec,
zginę. Przymknęłam oczy i czekałam na wyrok śmierci. Po chwili poczułam
silne uderzenie i przeturlałam się po masce, a następnie dachu auta .
Bezwładnie opadłam a zimny grunt i wstrzymałam oddech.
- Louis zachował się wtedy jak dupek.
- Totalny palant! I ten jego tekst "nie chcę, żeby ktoś dowiedział się o wypadku"
- Haha.. kto by pomyślał, że już rok później będę z nim stała na ślubnym kobiercu.
- Ja na pewno nie! Jeszcze do niedawna miałam skrytą nadzieję, że się rozstaniecie! - odwróciłam się gwałtownie i uderzyłam ją w ramię.
Kiedy obie wybuchnęłyśmy śmiechem, drzwi do pokoju otworzyły się.
- Puk puk - nie mogłam uwierzyć. Ciemnowłosy chłopak, o pięknych oczach, w których niegdyś mogłam odpływać na godziny, stał przede mną z nieśmiałym uśmiechem. Jego ciało przykrywał dopasowany garnitur. Nate.
- Część. - wyszeptałam nie wiedząc do końca jak powinnam się zachować.
- Spokojnie. Nie przyszedłem tu by robić jakąś awanturę, chciałem cię po prostu zobaczyć i pogratulować. - uśmiechnął się i wyciągnął ręce, bez wahania wtuliłam się w jego ciepły tors i przymknęłam powieki. Ostatni raz zaciągnęłam się jego zapachem. - Chociaż muszę przyznać, że kiedyś miałem nadzieję, że to ja będę twoim panem młodym.
- Ty wiesz, że ja też. - zachichotałam i poprawiłam mu muszkę, która lekko się zagięła. - Zostaniesz na weselu?
- Jeśli tylko sobie tego życzysz.
Odwróciłam się do niego plecami i raz jeszcze przejrzałam w lustrze, gładząc materiał białej kreacji.
- Wychodzę za mąż! - krzyknęłam jakby dopiero teraz to do mnie dotarło.
Cały pokój wypełnił się śmiechami i okrzykami radości.
- Abbie, gdzie twoja para? - spytał nagle Nate unosząc przy tym do góry lewą brew.
- Gdzieś się kręci, Cass, widziałaś Zayna? - zapytałą blondynka.
- Nie, ale skoro już o tym mówimy, dalej nie mogę zrozumieć jakim cudem idziecie razem.
- Tyle razy to powtarzałam! Postanowiliśmy dobrać się w parę jako dwoje świadków!
~Louis~
Usiadłem na wygodnym, skórzanym krześle i z rozbawieniem w oczach obserwowałem zestresowaną bardziej niż ja Camilię. Czerwonowłosa kręciła się w te i wewte po pokoju trzymając na rękach swoją kilku miesięczną córkę. Razem z Derekiem nazwali ją Dallas. Czy to nie zabawne imię?
- Jak możesz być taki wyluzowany?! Czy ty nie rozumiesz jak ważny jest ten dzień! Do tej pory się dziwie, że taka zajebista dziewczyna jak Cassie cię zechciała! Za pół godziny bierzesz ślub do jasnej cholery, a nawet jeszcze się nie ubrałeś!
- Spokojnie, bo Dallas zacznie się zastanawiać nad rodziną zastępczą.
- Totalny dupek! - krzyknęła i w mgnieniu oka stałą się czerwona niczym burak.
Pamiętam jak się poznaliśmy. Byłem małym chłopcem z rodzicami alkoholikami, jedyną osobą, z którą trzymałem był Zayn. Mulat w podobnie sytuacji do mojej. Camilia siedziała sama na placu zabaw, jako jedyna dziewczynka bawiła się zabawkowym samochodem, a nie lalkami. Od razu mnie zainteresowała, wiedziałem, że mamy ze sobą dużo wspólnego. Nasza przyjaźń przetrwała, aż po wsze czasy.
- Kochanie daj spokój. - Derek wstąpił w mojej obronie. Rozbawienie błyszczało w jego tęczówkach.
- Obaj jesteście po równych pieniądzach, czemu ja się z wami zadaje?!
- Bo nas kochasz - rzekliśmy jednogłośnie.
- Nie wytrzymam, chodź Dallas, znajdziemy sobie lepsze towarzystwo. Na przykład ciocia Cassie. - trzasnęła drzwiami, a my w końcu odetchnęliśmy z ulgą.
- Trzeba się ubrać.
~*~
Stałem przy ołtarzu, organy wygrywały wszystkim znaną melodię, którą z nerwów zacząłem nucić. Wyprostowałem plecy i rzuciłem krótkie spojrzenie Zaynowi kiedy drzwi do kościoła otworzył się, a do sali weszła Cassie. Jej długa sukienka ciągnęła się po ziemi, tuż za nią kroku dotrzymywały jej Camilia i Abbie. Miały na sobie taki same, turkusowe suknie. Uśmiechnąłem się słabo, a serce płonęło .. z dumy, z miłości i ze szczęścia.
Gdy stanęliśmy naprzeciw siebie i powoli powtarzaliśmy słowa przysięgi, wiedziałem, że to ta jedyna. Patrzyłem prosto w jej brązowe tęczówki, a ona w moje.
- Możecie się pocałować. - polecił ksiądz, a my złączyliśmy nasze rozgrzane wargi.
I właśnie wtedy przypomniałem sobie nasz pierwszy pocałunek.
-
Chryste Louis ty się pobiłeś! Z jego wargi powoli płynęła strużka krwi,
miał kompletnie rozcięty łuk brwiowy i dłonie całe w bordowej cieczy,
która zapewne nie należy do niego.
- Nic mi nie jest. - spojrzałam ze smutkiem na jego twarz.
- Trzeba cię opatrzyć - wycedziłam i pociągnęłam go na górę. Miałam lekkie wyrzuty sumienia, w końcu to przeze mnie jest ranny. Boże ... a co jeśli on kogoś zabił? Przecież on jest nieobliczalny, tym bardziej kiedy coś go zdenerwuje. Przełknęłam ogromną gulę w gardle i obandażowałam mu kostki oraz odkaziłam rany na twarzy. Pocierałam wacikiem nasączonym wodą utlenioną rozciętą wargę zastanawiając się dlaczego do tego doszło. Co jest między Tomlinsonem i tamtym facetem.
- Już wystarczy, nic mi nie będzie - dodał odpychając moją dłoń.
- Nie zachowuj się jak dziecko! - odpowiedziała z pretensją i zerknęłam na niego. Nasze spojrzenia spotkały się, a serce zabiło mocniej. Bez większego namysły wpiłam się w jego różowe usta. Zapewne sprawiło mu to ból, jednak wtedy nic się nie liczyło. Chłopak oddał pocałunek, jednak wolał przejąć kontrole. Jego język badał wnętrze mojej jamy ustnej. Dla nas czas się zatrzymał.
- Nic mi nie jest. - spojrzałam ze smutkiem na jego twarz.
- Trzeba cię opatrzyć - wycedziłam i pociągnęłam go na górę. Miałam lekkie wyrzuty sumienia, w końcu to przeze mnie jest ranny. Boże ... a co jeśli on kogoś zabił? Przecież on jest nieobliczalny, tym bardziej kiedy coś go zdenerwuje. Przełknęłam ogromną gulę w gardle i obandażowałam mu kostki oraz odkaziłam rany na twarzy. Pocierałam wacikiem nasączonym wodą utlenioną rozciętą wargę zastanawiając się dlaczego do tego doszło. Co jest między Tomlinsonem i tamtym facetem.
- Już wystarczy, nic mi nie będzie - dodał odpychając moją dłoń.
- Nie zachowuj się jak dziecko! - odpowiedziała z pretensją i zerknęłam na niego. Nasze spojrzenia spotkały się, a serce zabiło mocniej. Bez większego namysły wpiłam się w jego różowe usta. Zapewne sprawiło mu to ból, jednak wtedy nic się nie liczyło. Chłopak oddał pocałunek, jednak wolał przejąć kontrole. Jego język badał wnętrze mojej jamy ustnej. Dla nas czas się zatrzymał.
Oderwaliśmy się od siebie, a dookoła rozniosły się oklaski i wiwaty. Uśmiechnąłem się szeroko i uniosłem Cassie nad ziemią, kładąc ją sobie na rękach, przeniosłem ją przez próg.
- Kocham cię. - wycedziłem nagle.
- Ja ciebie też kocham.
______________________________________________
Cześć, moi mili :3
Otóż oto on - epilog. Ostatnie notka tego opowiadania.
Podczas pisania epilogu płakałam i uśmiechałam się jednocześnie.
Kilka słów ode mnie: Chcę powiedzieć, że czas, w którym pisałam kolejne rozdziały na tym blogu był wspaniały i na pewno go nie zapomnę.
Także wy - moi czytelnicy, zaszyjecie się w moją pamięć.
Mam nadzieję, że to nie jest nasze rozstanie i będziecie przy mnie wiernie trwać na innych blogach :)
Chciałabym, żebyście pod tym postem napisali - waszą ulubioną scenę spośród całego opiwadania.
Kocham was moje skarby <3 Zapraszam na inne moje wypociny :D